sobota, 30 sierpnia 2014

I po wakacjach... Czas na kominek i woski

Szkołę skończyłam już dawno, ale mimo wszystko koniec sierpnia i początek września jest dla mnie specyficznym, nostalgicznym momentem. Lato żegnam zawsze ze smutkiem. Uwielbiam wysokie temperatury, długie dni i krótkie noce. Podczas tegorocznych wakacji odpoczęłam, wygrzałam się na słońcu i naładowałam baterie na cały rok. Mam nadzieję, że wam też udało się skorzystać z pięknej pogody.

Niestety, idzie jesień.  Noce są coraz dłuższe, wieczory i poranki chłodne, a to znak, że pora rozpocząć sezon kominkowo – świeczkowy. Ostatnio, głęboko w szafie dokopałam się do trzech wosków. 
Jeden z nich to Yankee Candle o zapachu Fruit Fusion, dwa pozostałe to podróbki YC - Janke Candle Cotton Fresh i Water Melon .
Janke Candle



















Zapach Fruit Fusion jest intensywny owocowy, świeży ze słodką nutą. Według producenta to zapach świeżych owoców, truskawki, soczystej limonki i pomarańczy  Muszę przyznać, że to najładniej i najmocniej pachnący wosk, który posiadałam. Tarta YC ma 22 gramy i kosztuje ok. 7-9 złotych. Ma wystarczyć na 8 godzin palenia, według mnie pachnie nieco krócej.

Woski Janke Candle to typowe podróbki: łudząco podobna nazwa, kształt i zapachy. Tym co odróżnia JC od YC jest przede wszystkim cena. JC możemy kupić już za 1,5 zł. Są również zdecydowanie mniejsze.










































Janke Candle, tak jak oryginały dobrze się rozpuszczają, ale są mniej kruche. Ich zapachy są nieco mniej intensywne i szybciej się wypalają. Cotton Fresh miałam okazję używać i nie polecam, ponieważ jest praktycznie nie wyczuwalny. Zdecydowanie mocniej pachnie Water Melon, owocowo i świeżo.

Do wosków Yankee Candle podchodzę z rezerwą. Uważam że są drogie, ich zapach często nie jest tak intensywny jak chciałabym i szybko się wypalają. Janke Candle warto wypróbować ze względu na niską cenę, ale nie oczekujcie spektakularnych efektów.

Nie jestem woskomaniaczką. 
Do kominka znacznie częściej wkraplam olejki zapachowe. A Wy?

pozdrawiam,
Dos,





czwartek, 21 sierpnia 2014

Mała wielka pielęgnacja mydłem Tołpa.

Używacie mydeł w kostce? Ja, przez wiele lat, nie miałam z nimi nic wspólnego (nie licząc mycia rąkJ). Do czasu kiedy kupiłam sobie mydło z Aleppo. To był moment, w którym zrozumiałam, że mydło w kostce nie jest tożsame z żelem pod prysznic. To zupełnie inne produkty i innych właściwości od nich oczekuję. Mydło, dla mnie, ma przede wszystkim oczyszczać. Nie musi ładnie pachnieć, pienić się czy pozostawiać aksamitnej w dotyku skórę.




















Mydła borowinowe Tołpy kupiłam korzystając z promocji w Rossmanie. Zapłaciłam ok. 6,50 zł za sztukę. Zdecydowałam się na obie wersie zapachowe: Harmony i Anti Stress. 
Mydełka spodobały mi się wizualnie. Zapakowane w papierowe opakowanie kwadratowe kostki mają naturalny kolor i zostały opatrzone hasłem "mała wielka pielęgnacja".




















Mydło borowinowe do odnowy biologicznej, według producenta, ma za zadanie poprawić samopoczucie i zapewnić odnowę biologiczną. Oczyścić, zregenerować skórę, wygładzić i nawilżyć skórę. Produkty polecane są w stanach napięcia i zmęczenia oraz w obniżonym nastroju.

Fioletowa wersja - harmony - w składzie posiada naturalne olejki eteryczne z drzewa różanego, ylang-ylang, szałwii i bergamotki. Jej zapach określiłabym jako ziołowy i słodki.                                                               Zielona wersja - anti stress - zawiera olejki eteryczne z lawendy, geranium, petitgrain i szałwii. Zapach jest również ziołowy, ale nie słodki, a pikantny i ostry. 

Mydła mają całkiem dobry skład. Nie posiadają sztucznych barwników, sls, silikonów, oleju parafinowego i konserwantów.
Tołpa mydło borowinowe do odnowy biologicznej. Harmony.

Przyznam, że kostek używa się bardzo przyjemnie. Są miękkie i dobrze się pienią, dzięki czemu łatwo rozprowadzają się po skórze.Używam ich do mycia ciała, twarz omijam. 
Ich zapach, podczas mycia, jest dość intensywny, ale szybko ulatuje. W przypadku tak specyficznej woni, jest to dla mnie plus, bo może drażnić na dłuższą metę.
Produkty Tołpy dobrze oczyszczają skórę. Po myciu mam wrażenie delikatnie szorstkiej i ściągniętej skóry. Taki efekt lubię, bo mam poczucie, że się porządnie umyłamJ Nie obawiam się przesuszenia, bo mydeł używam naprzemiennie z innymi produktami.
Jestem zadowolona z mydeł Tołpy. Faktycznie, ich zapach podczas mycia odpręża i relaksuje, chociaż nie nazwałabym tego odnową biologiczną. Produkt spełnia swoje zadania, bo oczyszcza skórę. 


Serdecznie polecam! 
Ale przed zakupem powąchaj, bo zapach jest dość specyficzny i może się nie spodobać.


pozdrawiam,
Dos.

piątek, 15 sierpnia 2014

Moje mieszane uczucia do Seche Vite

Seche Vite to jeden z wielu kosmetyków, które poznałam i kupiłam dzięki czytaniu blogów. Dziś chciałabym podzielić się z Wami opinią na temat tego produktu, a moje uczucia są różne: trochę go kocham, trochę nienawidzę.




















Na początek kilka podstawowych informacji. Seche Vite to szybkoschnący lakier ochronny. Producent zapewnia, że formuła produktu przenika przez wszystkie warstwy manikiuru i błyskawicznie je wysusza, tworząc wytrzymałą warstwę ochronną o wysokim połysku.


Na zdjęciach widzicie miniaturową wersję o pojemności 3,6 ml, produkt pełnowymiarowy ma 14 ml. 
Seche Vite możemy zakupić w drogeriach internetowych i bardziej postępowych sklepach stacjonarnych. Cena małego opakowania to 7-8 zł, dużego 20-25 zł.



Jak na top przystało, produkt jest przeźroczysty. Po otworzeniu butelki możemy poczuć jego intensywny chemiczny zapach, który na szczęście, szybko ulatuje.

Tym, co nie odpowiada mi w tym produkcie, jest konsystencja. Od pierwszego użycia jest dosyć gęsty
a przy każdym kolejnym otwarciu butelki konsystencja się pogarsza. Emalię coraz trudniej gładko 
i równomiernie nałożyć na płytkę paznokcia. W pewnym momencie z ciągnącego się płynu zaczęło powstawać coś w rodzaju nitek, które przyklejały się do mokrego lakieru, rąk i ubrania.

Kolejna rzecz, która jest dla mnie uporczywa, to duża różnica w wyglądzie manicure, przed i po użyciu produktu. Niedokładnie nałożony top bardzo widocznie odznacza się, szczególnie w górnej części paznokcia i po bokach. Potrafi również ściągnąć lakier.




















Nakładanie SV nie należy do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych, a jak działa? Bardzo dobrze!
Nie mierzyłam dokładnie czasu, ale po nałożeniu Seche wysusza lakier niesłychanie szybko. Nawet 
trzy warstwy kapryśnej emalii zastygają chwilę.

Produkt daje piękne wykończenie manicure - kolor jest znacznie bardziej błyszczący i wygładzony.
W przypadku trwałości, to u mnie standardowo lakiery trzymają się 2-3 dni i SV nic w tej kwestii nie zmienił. Niestety kiedy jest gęsty i nakładam go dużo, to potrafi skrócić trwałość bazowej emalii.

Seche Vite  kocham za właściwości przyspieszające wysychanie, nienawidzę za konsystencję. Czy kupię kolejne opakowanie? Pewnie tak, chociaż czasem tracę do niego cierpliwość.

Używałyście Seche Vite? 
Co o nim sądzicie?
pozdrawiam,
Dos.






wtorek, 12 sierpnia 2014

Czasem rzeczy się psują



Czasem rzeczy się psują i wtedy przydaje się tzw. męska ręka. Niestety męska ręka często jest leniwa 
o czym mogłam się ostatnio przekonać.

Mam szufladę. Nie byle jaka, wyjątkowa, z frontem odpadającym za każdym razem kiedy próbuję 
ją otworzyć. I tak męczę się z nią, a M. siedzi i obserwuje.

M: Ale fajną masz szufladę!
Dos.: A jakiego fajnego faceta, który widzi i nie reaguje.
M: Ale ja widzę to dopiero drugi raz!
Dos.: A ile razy musisz to zobaczyć żeby naprawić?
M: Trzy!


Chciałabym myśleć, że M. w tym czasie snuje wizje naprawy mebla, robi projekt, kompletuje narzędzia, 
ale jestem realistką i wiem, że mu się zwyczajnie nie chce. 

Na szczęście przyszedł ten lepszy dzień i szuflada doczekała się naprawienia, a ja pomyślałam, że dobrze mieć mężczyznę w domu:)

pozdrawiam,
Dos.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Koszulki za 20 złotych czyli letnie wyprzedaże




















T-shirty są, w szafie mojej i M., podstawą. Niestety, ich jakość zwykle jest kiepska i świadomość tego, 
nie pozwala mi wydać 50 złotych na zwykłą bluzkę z krótkim rękawem, więc z niecierpliwością czekam 
na obniżki.
Jeszcze tego o mnie nie wiecie, ale lubię stawiać sobie przeróżne wyzwania. W zeszłym tygodniu będąc na zakupach, obmyśliłam plan kupienia kilku koszulek, każda do 20 złotych. Tym sposobem, w ciągu 2 godzin, wyszperałam 8 t-shirtów (3 damskie, 5 męskich) , uznałam to za sukces i postanowiłam się z Wami podzielić zdjęciami moich łupów J

Odwiedziłam sklep Stradivarius, tam w oko wpadła mi szeroka biała koszulka z logo sklepu. Cena 19,99 zł.
Byłam też w Orsay. To sklep do którego rzadko chodzę, bo mam wrażenie, że ich ubrania są za klasyczne dla mnie, ale dziwnym trafem, jak już tam jestem, to wypatrzę jakąś bluzkę idealną do pracy J Tym razem znalazłam dwie:

łososiową, luźną bluzkę w serek. Cena 20 zł.



















i kremową, przylegającą do ciała, z delikatnym zdobieniem wokół szyi. Jest dosyć długa, 
sięga mi za pośladki. Cena 20 zł.



















Męskie koszulki kupiłam w Medicine, Reserved i House. W Medicine zauroczyła mnie zielona koszulka, 
a właściwie jej napis;) cena 19,90 zł 
























W tym sklepie znalazłam też szary t-shirt. Oczywiście w cenie 19,90 zł.



















W Reserved długo szukałam czegoś taniego i niewyglądającego jak pidżama. Udało mi się znaleźć dwie koszulki granatową i kremową. Każda z nich kosztowała 19,99 zł.





















Ostatni nabytek pochodzi z House, to kremowa koszulka z kolorowym napisem. Cena 19,99 zł.




















Czas wyprzedaży, jest dla mnie świetnym pretekstem do kupienia potrzebnych rzeczy po obniżonej cenie. Tak, potrzebnych, bo nie należę do przecenowych maniaków, którzy kupują co w ręce wpadnie, tylko dlatego, że jest tanio. Latem na przecenach kupuję wiele ubrań, a w tym roku, dzięki upalnej pogodzie, 
dużo fajnych egzemplarzy uchowało się do ostatecznych przecen J  


Zakupy na wyprzedażach sprawiają mi ogromną przyjemność. Też tak macie?
 Łowcy okazji łączmy się!






wtorek, 5 sierpnia 2014

Ostatnio na paznokciach: W7, Wibo, Lovely

Zapraszam na post o lakierach, które ostatnio gościły na moich paznokciach.
Niedawno kupiłam swój pierwszy lakier W7. Nabyłam go stacjonarnie w sklepie Super Shop. 
[dla zainteresowanych: sklep mieści się w Lublinie, w Galerii Lubelskiej. Fajny punkt, z tanią, zagraniczną chemią. Mają w ofercie trochę kosmetyków i dość tanie świeczki zapachowe. Warto zajrzeć] 
Za butelkę o pojemności 15 ml zapłaciłam niewiele, bo tylko 7 zł. Kolor - 66 Chiffon, to delikatny blady róż. 




















Lakier jest transparentny, na zdjęciu widzicie paznokcie pomalowane trzema warstwami emalii, a mimo to nadal nie jest to pełne krycie. W7 ma odpowiednią konsystencję, nie jest rzadki, ani gęsty. Zgrabny pędzelek ułatwia aplikację. Lakier rozprowadza się dobrze, ale bardzo łatwo tworzy smugi. Spodziewałam się tego, bo z tak delikatnymi kolorami zwykle trudno się pracuje. Na moich paznokciach utrzymuje się 2-3 dni.
W7 spełnił moje oczekiwania, jest delikatnym i eleganckim lakierem, odpowiednim na „służbowe okazje”. Może się również sprawdzić jako baza pod zdobienia. Nie jestem w tym dobra, ale pokusiłam się o coś 
w rodzaju czarnego french manicure. 


Paski zostały zrobione moim ulubieńcem od Wibo, z serii Extreme Nails, o którym pisałam w poście ”Czarno to widzę”. Takie paznokcie bardzo mi się spodobały i z pewnością powtórzę to manicureJ

Lakiery Wibo wykorzystałam również w trójkolorowym zestawie, który widzicie poniżej.




















Biały, z serii Extreme Nails (nr 25) kupiłam tej wiosny w Rossmannie, w cenie ok. 5-6 zł. Butelka 
ma pojemność 8,5 ml. Lakier ma dobrą konsystencję i wygodny, cienki pędzelek. Emalię aplikuje się przyjemnie, ale trzeba uważać na smugi. Do całkowitego krycia potrzeba dwóch warstw. Jego trwałość 
to 2-3 dni bez uszczerbku.
Biel na paznokciach lubię, ale podchodzę do niej z ostrożnością i używam zwykle w zestawieniu z innymi kolorami. Lakier Wibo mogę polecić ze względu na dobre krycie i łatwą aplikację.
Na zdjęciu widzicie także miętowy Lovely Gloss Like Gel o numerze 110. Kupiłam go w zeszłym roku, 
w Rossmannie, w cenie ok. 6 zł. Pojemność produktu to 8 ml. Lakier zaopatrzony jest w wygodny, ale duży pędzelek. Do ładnego pokrycia płytki potrzeba dwóch warstw emalii. Lovely jest dość gęsty, co utrudnia jego równomierną aplikację.
Bardzo podoba mi się kolor lakieru - spokojny, miętowy. W butelce widać drobinki brokatu, 
ale po nałożeniu na paznokcie, są praktycznie niezauważalne. Producent zapewnia o wysokim połysku, 
ja nie zauważyłam tego efektu. Zawiodła mnie trwałość produktu. Bez odprysków lakier utrzymuje się jeden, maksymalnie dwa dni i dlatego bardzo rzadko go używam.


Znacie lakiery W7? A może miałyście jakieś inne produkty tej firmy?

pozdrawiam,
Dos.